Jeszcze przed całym wirusowym zamieszaniem udało nam się ustrzelić z Julitą i Łukaszem kilka zdjęć w ramach naszego projektu. Tym razem zdjęcia były o tyle inne, że to pierwsza sesja we wnętrzu. Trochę się jej obawiałem, ponieważ nie miałem czasu na rekonesans pod względem oświetlenia i moich możliwości sprzętowych ?. Jak zwykle okazało się jednak, że kreatywność i umiejętności wygrywają ze wszelkimi przeciwnościami. Udało nam się wygospodarować miejsce, czas i atmosferę, którą – dosłownie – czuć na zdjęciach ?
Dla tych z Was, którzy nie wiedzą, co to za projekt dwunastomiesięczny małe przypomnienie.
12 miesięcy projekt to moja inicjatywa, której celem jest właśnie uchwycenie zmian, jakie (jeszcze nie) młoda para przechodzi w trakcie przygotowań do swojego wielkiego dnia ?. To świetny pretekst, by raz w miesiącu, chociaż na chwilę wyrwać się z wiru obowiązków, stresów i codziennego życia i spędzić czas świetnie się bawiąc przed obiektywem mojego aparatu ?. To też dobra okazja, by poświęcić sobie wzajemnie trochę więcej uwagi. Przypomnieć sobie o gorącym uczuciu i emocjach. A efekty tego mogą przybrać postać albumu, reportażu lub jeszcze innej formy wizualnej wykorzystującej zdjęcia ? Więcej o projekcie napisałem w tym poście.
Pogoda nas nie rozpieszcza.
Zasadniczo odczuwamy, jak każdego roku zmienia się klimat i warunki pogodowe w poszczególnych miesiącach, a nawet dniach. To wszystko wpływa na przewrotność warunków z jakimi mierzymy się podczas fotografowania. Z Julitą i Łukaszem rzadko wychodzi nam coś tak, jak to planowaliśmy. To jednak nie oznacza, że efekty są niezadowalające – często jest dokładnie odwrotnie.
Domek rodziców pod Poznaniem.
Plan był prosty. Jeśli będzie dobra pogoda to skorzystamy z uroków podpoznańskiego Jerzykowa i Jeziora Kowalskiego, które jest całkiem spore i dostarcza wielu ciekawych fotograficznie terenów wokół niego. Jeśli nie będzie pogody to posiedzimy w domku Łukasza rodziców i tam coś wykombinujemy. Warto chyba podkreślić, że znam się z Łukaszem od 2010 roku i przeżyliśmy razem wiele „przygód”. Dlaczego warto? Dlatego, że oczywiście pogoda była kiepska, a my zwaliliśmy się na głowę Panu Marcinowi – Tacie Łukasza ? To, skądinąd bardzo ciekawa postać, którą miałem okazję bliżej poznać przy inteligentnych rozmowach w rytm stukania młotków, które trzymaliśmy w dłoniach rozbijając starą szopę/altanę. Wróćmy jednak do zdjęć…
Sok porzeczkowy w kieliszkach
Szybko (tak naprawdę to wolno, bo po kawie i ciastkach!) przeszliśmy do układania w głowie planu na sesję. Każdy szanujący się fotograf nie odpuszcza, jeśli widzi działający kominek. Każdy szanujący się młody piroman nie odmawia fotografowi rozpalenia kominka. W ten sposób po chwili Łukasz rąbał już siekierą drobniejsze drewno na rozpalenie paleniska ? Dlatego dalszą część obmyślałem już z Julitą.
Kieliszki wypełniliśmy sokiem porzeczkowym – wszyscy musieliśmy być tego dnia jeszcze w stanie racjonalnie myśleć i prowadzić samochód (liczę jednak po cichu, że kiedyś uda nam się strzelić fotki po kieliszku – mam nawet do tego taki specjalny, wyjątkowy, jedyny w swoim rodzaju!). Szklanki napełniliśmy herbatą. Zmierzyliśmy kąt padania światła, miejsce cienia, potencjał szarości za oknem. A wraz z buchającym płomieniem atmosfera zmieniła się we wspaniałą i domową scenerią, którą bardzo dobrze wspominam!
Mam nadzieję, że uda nam się zrobić sesję kwietniową, ale jeśli nie to – z aprobatą lub wbrew woli mojej Pary – zrobimy dwie w maju lub trzy w czerwcu??
–
Jeśli mnie znasz lub już ze mną pracowałeś/pracowałaś to zostaw mi komentarz, jakieś dobre słowo czy konstruktywną krytykę. Jeśli mnie nie znasz – napisz, poznajmy się. Może stworzymy razem coś niesamowitego?
Niezależnie od tego czy mnie znasz, czy też nie – zajrzyj na mojego Instagrama (wedd_wolf) czy też Facebooka (weddwolf). Rozejrzyj się. Zostaw lajka czy serce pod tym, co Ci się podoba! To serio pomoże mi w tym, co właśnie zacząłem robić ?