Sesja rodzinna w Rogalinie

W maju tego roku, jeszcze nie do końca po pandemii, napisała do mnie Marta z zapytaniem dotyczącym wykonania sesji rodzinnej. Właściwie to dwóch sesji. A rodzina nie była do końca taka, jak zazwyczaj ogląda się na „sesjach rodzinnych”… 😅 Pierwszą z tych dwóch sesji możecie obejrzeć w poprzednim wpisie Sesja rodzinna w Gnieźnie. W tym natomiast znajdziecie kilka ujęć z Rogalina.

Wrócili się przez morze!

Trudno było nam dograć tę sesję ze względu na wiele okoliczności – w tym miejsce życia dwójki bohaterów. I cóż, że ze Szwecji? Na zdjęcia przeprawili się promem i dojechali samochodem 😅 Mieliśmy dosłownie kilka dni na realizację sesji przez kolejnym przyjazdem do Polski, a pogoda początkowo nie współpracowała. Ostatecznie wylądowaliśmy szczęśliwie w Rogalinie 🙃 

Piękny Rogalin.

Mam ogromny sentyment do zespołu pałacowego w Rogalinie, tamtejszego ogrodu, a już najbardziej do tamtejszych łęgów – miałem na nich własną sesję narzeczeńską 🥰 Lubię wracać w te miejsce, odkrywać je na nowo. A taka sesja rodzinna w Rogalinie wymagała zupełnie nowego spojrzenia na to miejsce. I zupełnie pomogły mi w tym szczere uśmiechy mojej fotografowanej rodzinki 🙃 Być może dlatego, że znałem już Martę i Mateusza, a być może z innych powodów, czułem się bardzo swobodnie – zwłaszcza, kiedy śmiali się z moich suchych żartów 🙈 Doceniam takie sytuacje i myślę wtedy, że moi fotografowani to nie z przypadku trafili akurat do mnie 🤷🏼‍♂️

Mnóstwo komarów.

Im dalej oddalaliśmy się od samego pałacu, tym trudniejsza okazywała się sesja. Głównie z jednego problemu – komarów. Dawno nie doświadczyłem ich tak wielu, jak w parku oraz zejściu w stronę łęgów. Wyszło z tego jednak mnóstwo śmiesznych sytuacji, które uwieczniłem na fotografii. Sesja rodzinna z komarami to sesja pełna niespotykanych min, dziwnych pozycji, ruchów rękoma. Koordynacja 6 osób w takich warunkach to cenna lekcja dla fotografa, a pozowanie w takich warunkach to cenna lekcja dla modeli 😅

Piknik!

A na koniec, na łęgach, rozłożyliśmy koc i oddaliśmy się biesiadzie. Winko zdecydowanie pomogło w całym procesie i kolejne fotki organizowały się same, wychodziły naturalnie. Przy tym powstała też moja ulubiona fotografia z tego dnia, które roboczo określam „To nasze wino!”, chociaż prawdziwy kontekst i powód sytuacji zachowamy dla siebie 📸🤓

Jeśli mnie znasz lub już ze mną pracowałeś/pracowałaś to zostaw mi komentarz, jakieś dobre słowo czy konstruktywną krytykę. Jeśli mnie nie znasz – napisz, poznajmy się. Może stworzymy razem coś niesamowitego?

Niezależnie od tego czy mnie znasz, czy też nie – zajrzyj na mojego Instagrama (wedd_wolf) czy też Facebooka (weddwolf). Rozejrzyj się. Zostaw lajka czy serce pod tym, co Ci się podoba! To serio pomoże mi w tym, co właśnie zacząłem robić 😊

Sesja rodzinna w Gnieźnie

W maju tego roku, jeszcze nie do końca po pandemii, napisała do mnie Marta z zapytaniem dotyczącym wykonania sesji rodzinnej. Właściwie to dwóch sesji. A rodzina nie była do końca taka, jak zazwyczaj ogląda się na „sesjach rodzinnych”… 😅

Niespodziewane 

Zupełnie nie spodziewałem się takiej propozycji, ponieważ do tej pory nie miałem w swoim portfolio sesji rodzinnych. Praca z parą, praca z modelem/modelką, praca na imprezach okolicznościowych – w tym doświadczenie zdążyłem już nabrać, ale sesja rodzinna?


Zapomniałbym dodać… w naszym przypadku to miały być (i były) sesje z dorosłymi dziećmi i ich partnerami/partnerkami. To było już podwójne wyzwanie, ponieważ nawet inspiracji dla takich sesji jest dosyć mało (w Internecie królują sesję z małymi dziećmi, no maksymalnie nastolatkami!). 

No cóż… Nie należę do osób, które unikają wyzwań 😏 Sesje stały się prezentami dla dwóch Mam, a nam pozostało dograć terminy (co ze względu na pandemię i inne okoliczności nie było proste). 

Równo przystrzyżona trawa.

W umówiony dzień przyjechałem do Gniezna, gdzie odebrała mnie organizatorka całego zamieszania. Dowiozła na miejsce – nowo wybudowany domek z ogrodem (równo przystrzyżoną, zieloniutką trawą) i wielki pies. Serio wielki. W dodatku kochany, ale nie dla moich aparatów, więc nie było nam dane poznać się bliżej 😢 Za to z moimi bohaterami poznałem się całkiem nieźle, jak na pierwszą sesję w życiu 😀

Bez „uśmiech”-u!

Wszyscy tego dnia byli „przygotowani” na sesję – odpowiednio nastrojeni, uśmiechnięci, a nawet z gotowymi pomysłami. Serio, to jeden z takich przypadków, w których fotograf jest właściwie od pstrykania zdjęć i delikatnych sugestii. Nie przypominam sobie, żebym chociaż raz musiał prosić ich o uśmiech 🙃 

Jestem bardzo zadowolony zarówno ze zdjęć, jak i z atmosfery, a także tego, jak dużo udało nam się zrobić ujęć w jednej scenerii. Oprócz kilku pozowanych fotek, zrobiliśmy też refotografie, przy której bawiliśmy się chyba najlepiej. A na koniec zostałem ugoszczony kolacją – czego więcej może chcieć fotograf? 📸🤓

Jeśli mnie znasz lub już ze mną pracowałeś/pracowałaś to zostaw mi komentarz, jakieś dobre słowo czy konstruktywną krytykę. Jeśli mnie nie znasz – napisz, poznajmy się. Może stworzymy razem coś niesamowitego?

Niezależnie od tego czy mnie znasz, czy też nie – zajrzyj na mojego Instagrama (wedd_wolf) czy też Facebooka (weddwolf). Rozejrzyj się. Zostaw lajka czy serce pod tym, co Ci się podoba! To serio pomoże mi w tym, co właśnie zacząłem robić 😊

Julita i Łukasz 10/12 | (12 miesięcy projekt)

„To może w mieście?” – rzuciło któreś z nas w rozmowie na temat braku czasu i możliwości wypadów za miasto. Przebyłem już Poznań (przynajmniej jego szerokie centrum) wzdłuż i wszerz, a do tego po zmroku, w ramach innego projektu 🤷🏼‍♂️ Nic nie stało więc na przeszkodzie, żeby jeszcze raz zanurzyć się w tkance miejskiej, która okazała się urokliwa, lecz trudna 🙃

Dla tych z Was, którzy nie wiedzą, co to za projekt dwunastomiesięczny małe przypomnienie.

12 miesięcy projekt to moja inicjatywa, której celem jest właśnie uchwycenie zmian, jakie (jeszcze nie) młoda para przechodzi w trakcie przygotowań do swojego wielkiego dnia 😊. To świetny pretekst, by raz w miesiącu, chociaż na chwilę wyrwać się z wiru obowiązków, stresów i codziennego życia i spędzić czas świetnie się bawiąc przed obiektywem mojego aparatu 🤪. To też dobra okazja, by poświęcić sobie wzajemnie trochę więcej uwagi. Przypomnieć sobie o gorącym uczuciu i emocjach. A efekty tego mogą przybrać postać albumu, reportażu lub jeszcze innej formy wizualnej wykorzystującej zdjęcia 😇 Więcej o projekcie napisałem w tym poście.

Krótkie cienie, długie cienie, wąskie uliczki. 

Wąskie uliczki starego miast przemierzam z zachwytem za każdym razem, kiedy udaje mi się znaleźć chwilę na obudzenie w sobie flaneura. Zupełnie inaczej patrzę na nie jednak dla własnej estetycznej przyjemności, a inaczej wtedy, gdy szukam odpowiedniego światła i cienia do zdjęć. Okazuje się, że najładniejsze z uliczek, które znam wcale nie są tak łatwe, gdy traktuje się jako przestrzeń do sesji narzeczeńskiej. Nie są też bardzo wdzięczne.

O ludzie…

Dodatkowym atutem (lub totalnie odwrotnie 😅) przy sesjach miejskich są ludzie. Na każdym kroku na kogoś wpadasz, spotykasz znajomych, ktoś wchodzi w kadr przypadkiem lub zupełnie z premedytacją. To właśnie urok miejskości. Życie i spontaniczność, o które trudno poza miastem.

Coming out.

Nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy zatrzymali się jednak w jednym miejscu / jednej lokalizacji 😊 Myślałem kiedyś, że Poznań pomimo swojego zurbanizowania kryje również zakątki bliższe naturze. Jednym z nich są okolice Malty. I właśnie tam Julita postanowiła pokazać, że ta sesja narzeczeńska może być już trochę sesją ciążową czy też sesją rodzinną – bo od jakiegoś czasu mam już nie dwójkę, a trójkę modeli 👨‍👩‍👧

Jeśli mnie znasz lub już ze mną pracowałeś/pracowałaś to zostaw mi komentarz, jakieś dobre słowo czy konstruktywną krytykę. Jeśli mnie nie znasz – napisz, poznajmy się. Może stworzymy razem coś niesamowitego?

Niezależnie od tego czy mnie znasz, czy też nie – zajrzyj na mojego Instagrama (wedd_wolf) czy też Facebooka (weddwolf). Rozejrzyj się. Zostaw lajka czy serce pod tym, co Ci się podoba! To serio pomoże mi w tym, co właśnie zacząłem robić 😊

Julita i Łukasz 7/12 | (12 miesięcy projekt)

Jeszcze przed całym wirusowym zamieszaniem udało nam się ustrzelić z Julitą i Łukaszem kilka zdjęć w ramach naszego projektu. Tym razem zdjęcia były o tyle inne, że to pierwsza sesja we wnętrzu. Trochę się jej obawiałem, ponieważ nie miałem czasu na rekonesans pod względem oświetlenia i moich możliwości sprzętowych ?. Jak zwykle okazało się jednak, że kreatywność i umiejętności wygrywają ze wszelkimi przeciwnościami. Udało nam się wygospodarować miejsce, czas i atmosferę, którą – dosłownie – czuć na zdjęciach ?

Dla tych z Was, którzy nie wiedzą, co to za projekt dwunastomiesięczny małe przypomnienie.

12 miesięcy projekt to moja inicjatywa, której celem jest właśnie uchwycenie zmian, jakie (jeszcze nie) młoda para przechodzi w trakcie przygotowań do swojego wielkiego dnia ?. To świetny pretekst, by raz w miesiącu, chociaż na chwilę wyrwać się z wiru obowiązków, stresów i codziennego życia i spędzić czas świetnie się bawiąc przed obiektywem mojego aparatu ?. To też dobra okazja, by poświęcić sobie wzajemnie trochę więcej uwagi. Przypomnieć sobie o gorącym uczuciu i emocjach. A efekty tego mogą przybrać postać albumu, reportażu lub jeszcze innej formy wizualnej wykorzystującej zdjęcia ? Więcej o projekcie napisałem w tym poście.

Pogoda nas nie rozpieszcza.

Zasadniczo odczuwamy, jak każdego roku zmienia się klimat i warunki pogodowe w poszczególnych miesiącach, a nawet dniach. To wszystko wpływa na przewrotność warunków z jakimi mierzymy się podczas fotografowania. Z Julitą i Łukaszem rzadko wychodzi nam coś tak, jak to planowaliśmy. To jednak nie oznacza, że efekty są niezadowalające – często jest dokładnie odwrotnie.

Domek rodziców pod Poznaniem.

Plan był prosty. Jeśli będzie dobra pogoda to skorzystamy z uroków podpoznańskiego Jerzykowa i Jeziora Kowalskiego, które jest całkiem spore i dostarcza wielu ciekawych fotograficznie terenów wokół niego. Jeśli nie będzie pogody to posiedzimy w domku Łukasza rodziców i tam coś wykombinujemy. Warto chyba podkreślić, że znam się z Łukaszem od 2010 roku i przeżyliśmy razem wiele „przygód”. Dlaczego warto? Dlatego, że oczywiście pogoda była kiepska, a my zwaliliśmy się na głowę Panu Marcinowi – Tacie Łukasza ? To, skądinąd bardzo ciekawa postać, którą miałem okazję bliżej poznać przy inteligentnych rozmowach w rytm stukania młotków, które trzymaliśmy w dłoniach rozbijając starą szopę/altanę. Wróćmy jednak do zdjęć… 

Sok porzeczkowy w kieliszkach

Szybko (tak naprawdę to wolno, bo po kawie i ciastkach!) przeszliśmy do układania w głowie planu na sesję. Każdy szanujący się fotograf nie odpuszcza, jeśli widzi działający kominek. Każdy szanujący się młody piroman nie odmawia fotografowi rozpalenia kominka. W ten sposób po chwili Łukasz rąbał już siekierą drobniejsze drewno na rozpalenie paleniska ? Dlatego dalszą część obmyślałem już z Julitą. 

Kieliszki wypełniliśmy sokiem porzeczkowym – wszyscy musieliśmy być tego dnia jeszcze w stanie racjonalnie myśleć i prowadzić samochód (liczę jednak po cichu, że kiedyś uda nam się strzelić fotki po kieliszku – mam nawet do tego taki specjalny, wyjątkowy, jedyny w swoim rodzaju!). Szklanki napełniliśmy herbatą. Zmierzyliśmy kąt padania światła, miejsce cienia, potencjał szarości za oknem. A wraz z buchającym płomieniem atmosfera zmieniła się we wspaniałą i domową scenerią, którą bardzo dobrze wspominam!

Mam nadzieję, że uda nam się zrobić sesję kwietniową, ale jeśli nie to – z aprobatą lub wbrew woli mojej Pary – zrobimy dwie w maju lub trzy w czerwcu??

Jeśli mnie znasz lub już ze mną pracowałeś/pracowałaś to zostaw mi komentarz, jakieś dobre słowo czy konstruktywną krytykę. Jeśli mnie nie znasz – napisz, poznajmy się. Może stworzymy razem coś niesamowitego?

Niezależnie od tego czy mnie znasz, czy też nie – zajrzyj na mojego Instagrama (wedd_wolf) czy też Facebooka (weddwolf). Rozejrzyj się. Zostaw lajka czy serce pod tym, co Ci się podoba! To serio pomoże mi w tym, co właśnie zacząłem robić ?

Julita i Łukasz 6/12 | (12 miesięcy projekt)

Zupełnie nie spodziewałem się takich dobrych warunków w ostatni weekend lutego. Wiele zdjęć ma ciepły i przyjemny klimat charakterystyczny dla kwietnia/maja, a nie lutego – ale absolutnie nie narzekam! Skoczyliśmy do lasu i narobiliśmy dymu. To już POŁOWA PROJEKTU! ?

Dla tych z Was, którzy nie wiedzą, co to za projekt dwunastomiesięczny małe przypomnienie.

12 miesięcy projekt to moja inicjatywa, której celem jest właśnie uchwycenie zmian, jakie (jeszcze nie) młoda para przechodzi w trakcie przygotowań do swojego wielkiego dnia ?. To świetny pretekst, by raz w miesiącu, chociaż na chwilę wyrwać się z wiru obowiązków, stresów i codziennego życia i spędzić czas świetnie się bawiąc przed obiektywem mojego aparatu ?. To też dobra okazja, by poświęcić sobie wzajemnie trochę więcej uwagi. Przypomnieć sobie o gorącym uczuciu i emocjach. A efekty tego mogą przybrać postać albumu, reportażu lub jeszcze innej formy wizualnej wykorzystującej zdjęcia ? Więcej o projekcie napisałem w tym poście.

Na południe!

Do tej pory eksplorowaliśmy północ i północny-zachód Wielkopolski. Zdarzyło nam się zapuścić nawet do Berlina (grudniowa sesja). Tym razem wjechaliśmy na S11 na kilka minut po to, by z niej wyskoczyć do nieznanej mi miejscówki niedaleko Kórnika (chyba!). 

To była najbardziej nieprzemyślana sesja ze wszystkich do tej pory. Jakaś taka spontaniczna, dograna na ostatnią chwilę (luty był szalony, ale nie wiedzieliśmy jeszcze, jak szalony będzie marzec… ). I tak, od słowa do słowa okazało się, że jesteśmy w lesie i chodzimy po nim w poszukiwaniu miejsca, które zgra się z pogodą (była ładna, ale silny wiatr gnał chmury, które co chwila zasłaniały słońce) ?

Znaleźliśmy kilka wzniesień i kilka dolin, a jedno z nich posłużyło nam do odegrania sceny, którą mieliśmy w planach już dawno – kocyk, trawa i dobra książka. Jeszcze to powtórzymy w warunkach, w których ziemia nie mrozi tyłka ?

Narobiliśmy dymu i zwialiśmy!

Jak byłem mały to razem z kuzynem zmieszłem saletrę z cukrem i prochem z petard – mali chemicy, dużo dymu. Łukasz jak był mały też bawił się ogniem – na nieco większą skalę, ale bez szczegółów ?. Część moich znajomych fotografów zakazałaby używania świec dymnych do zdjęć. Ja natomiast uważam, że dym daje zdjęciom fajny i ciekawy kontrast, natomiast filmom „cinematic look”. To pierwszy raz, kiedy eksperymentowaliśmy ze świecą dymną. Nie było łatwo, ponieważ dostaliśmy tylko niebieską (a miała być w zupełnie innym kolorze) i tylko smoke bomb (czyli duża puszka, zamiast takiej małej świecy do ręki). No był rozmach, co zrobić ??‍♂️

W lesie narobiło się nagle tyle dymu, że zszokowani nie mogliśmy go w pełni wykorzystać – chodził sobie pomiędzy drzewami, ale nie chciał ładnie wejść w kadr ? Ostatecznie udało nam się ustrzelić kilka fajnych ujęć, a las wyglądał jak zaczarowany ? 

Ten baśniowy klimat sprawił, że jeszcze na pewno będziemy eksperymentować z dymem, ale na teraz to już wszystko…

To znaczy… Mam jeszcze jedną sesję do wrzucenia – marcową, zanim zaczął się wirusowy kryzys. Nie wiem jednak, co będzie dalej i czy w kwietniu oraz maju nam się uda zrobić zdjęcia. Mam nadzieję, że czerwiec będzie już spokojny i normalny – tego Wam i sobie życzę ??

Jeśli mnie znasz lub już ze mną pracowałeś/pracowałaś to zostaw mi komentarz, jakieś dobre słowo czy konstruktywną krytykę. Jeśli mnie nie znasz – napisz, poznajmy się. Może stworzymy razem coś niesamowitego?

Niezależnie od tego czy mnie znasz, czy też nie – zajrzyj na mojego Instagrama (wedd_wolf) czy też Facebooka (weddwolf). Rozejrzyj się. Zostaw lajka czy serce pod tym, co Ci się podoba! To serio pomoże mi w tym, co właśnie zacząłem robić ?

Martyna i J. | Działka dziadków i urokliwe jezioro

Gdy napisała do mnie Martyna z zapytaniem o sesję zdjęciową byłem trochę zaskoczony. Jednak po kilku zdaniach już zrozumiałem, że to wspaniały pomysł. Sesja zdjęciowa raz w roku, by mieć piękną pamiątkę i zaznaczyć mijający czas we własnym związku. Pomysł wydał mi się kuszący – niezależnie od tego czy będę realizował kolejne jej edycje to bardzo chętnie zrealizowałem tę pierwszą. ?

Tutaj mały disclaimer. Nie pokażę Wam zdjęć w pełnej okazałości, ponieważ tylko Martyna zgodziła się na publikację swojego wizerunku. Ja takie zdanie szanuję, chociaż strasznie żałuję, ponieważ wyszły nam tak świetne fotki, że chciałbym wszystkie pokazać światu. Niestety mogę pokazać tylko kilka wybranych i musicie wierzyć mi na słowo, że reszta jest jeszcze lepsza! ?

Po ślubie też można robić sobie zdjęcia!

Pomimo tego, że Martyna i jej mąż są po ślubie już jakiś czas to nie poprzestali na laurach ? Dowodem jest właśnie pomysł zdjęć – tak właściwie bez żadnego powodu. Po prostu dla siebie. To chyba najwspanialsza dla fotografa perspektywa fotografii, ponieważ przebiega zupełnie na luzie, bez żadnych zobowiązań z którejkolwiek ze stron.

Moja para zabrała mnie na sesję do domku letniskowego dziadków nieopodal Poznania – dokładnej lokalizacji nie pamiętam, ale to dosłownie 20 minut samochodem. 

Klimat chatki oddaje ducha jej właścicieli. 

Sama chatka nie była marzeniem fotografa – mało światła, raczej dużo cieni. Dzień również był raczej pochmurny. Za to klimat wnętrza nie do podrobienia! Dziadek – ewidentny majsterkowicz – wprowadza bardzo funkcjonalne, a przy tym stylowe usprawnienia do swojej „letniej rezydencji”. Najfajniejszy był jednak dla mnie kominek zewnętrzny, który rozpaliliśmy – żywy ogień w kominku czy ognisku to dla mnie taki emocjonalno-wizualny magnes, przy którym mógłbym spędzić godziny! ?

No i na koniec jeszcze jezioro.

Zupełnie nie spodziewałem się tak urokliwego i fotogenicznego miejsca?. Z chęcią eksploruję Wielkopolskę w poszukiwaniu ciekawych spotów na sesje. Do tej pory jeździłem jednak bardziej na zachód oraz południe. Tym razem pojechałem na północ. Jezioro, nad które zabrała mnie moja Para było niesamowite. W zasadzie małe, ale z różnymi brzegami i podejściami. Lekko w dole. Otoczone lasem. Spodobała mi się piaszczysta plaża z wystającymi korzeniami po drugiej stronie jeziora. I choć, jak napisałem, było to raczej małe jezioro to bogactwo miejscówek sprawiła, że szliśmy tam dobrą godzinę ? Dla efektów jednak warto! 

Jeśli mnie znasz lub już ze mną pracowałeś/pracowałaś to zostaw mi komentarz, jakieś dobre słowo czy konstruktywną krytykę. Jeśli mnie nie znasz – napisz, poznajmy się. Może stworzymy razem coś niesamowitego?

Niezależnie od tego czy mnie znasz, czy też nie – zajrzyj na mojego Instagrama (wedd_wolf) czy też Facebooka (weddwolf). Rozejrzyj się. Zostaw lajka czy serce pod tym, co Ci się podoba! To serio pomoże mi w tym, co właśnie zacząłem robić ?

Julita i Łukasz 5/12 | (12 miesięcy projekt)

Po tej sesji oprócz folderów „FULL SIZE” oraz „DIGITAL SIZE”, zacząłem dodawać folder „kwiatki” ? – jest on do dyspozycji mojej oraz mojej pary, ale każdy z dystansem do siebie powinien mieć taki plik ?

Dla tych z Was, którzy nie wiedzą, co to za projekt dwunastomiesięczny małe przypomnienie.

12 miesięcy projekt to moja inicjatywa, której celem jest właśnie uchwycenie zmian, jakie (jeszcze nie) młoda para przechodzi w trakcie przygotowań do swojego wielkiego dnia ?. To świetny pretekst, by raz w miesiącu, chociaż na chwilę wyrwać się z wiru obowiązków, stresów i codziennego życia i spędzić czas świetnie się bawiąc przed obiektywem mojego aparatu ?. To też dobra okazja, by poświęcić sobie wzajemnie trochę więcej uwagi. Przypomnieć sobie o gorącym uczuciu i emocjach. A efekty tego mogą przybrać postać albumu, reportażu lub jeszcze innej formy wizualnej wykorzystującej zdjęcia ? Więcej o projekcie napisałem w tym poście.

Pogoda jak zwykle nas wystrychnęła na dudka!

Pilnowaliśmy pogody do kilkunastu godzin przed sesją (dokładnie to do nocy przed sobotą). Miał być dosyć słonecznie, chociaż nienajcieplej. Przynajmniej to drugie się spełniło. Totalnie przemarźnięci wylądowaliśmy w Parku Sołackim – szarym, dżdżystym i ze spuszczoną wodą w stawie ? 

Nie pierwszy raz zastają nas warunki poniżej oczekiwań, więc całkiem nieźle sobie z tym poradziliśmy. 

Nie śmiech, tylko BEKA! ?

BEKA, wzięte chyba od „beczka” kiedyś było bardzo popularnym określeniem na dużą ilość śmiechu (czasami też wyśmiewania). Nie wiem czy obecnie również się tak mówi, ale mi to sformułowanie zostało w słowniku. Julita i Łukasz tę sesję narzeczeńską – tak ją nazwijmy – wygrali właśnie beczką śmiechu, którą zafundowali i sobie, i mi. ?

Freestyle shooting na mieście

Jak zwykle nieukontentowany liczbą dobrych według mnie zdjęć wymusiłem (delikatnie mówiąc) na narzeczonych kolejne lokalizacje, na które właściwie nie mieliśmy pomysłu. Trochę pokrążyliśmy po mieście, jednak większość lokali była mocno wypełniona (była sobota i to deszczowa także nic dziwnego!). Pozostało nam łapać jakieś momenty światła i braku deszczu. 

Złapaliśmy ich sporo, chociaż po sesji towarzyszyło mi wciąż uczucie, że nie zrobiliśmy czegoś, z czego byłbym zadowolony. Rezultaty okazały się jednak zupełnie odwrotne – trafiliśmy mnóstwo świetnych zdjęć. To chyba zaczyna być taka nasza tradycja ?☺️

PS.! to pierwsza sesja nowym aparatem. Przełożyło się to na większą wygodę fotografowania, chociaż dłużej zajmowało ustawianie odpowiednich parametrów. No i zupełnie inne kolory wychodzą z nowego Nikona – to też było wyzwanie przy postprodukcji.

Niedługo kolejne odsłony projektu ??

Jeśli mnie znasz lub już ze mną pracowałeś/pracowałaś to zostaw mi komentarz, jakieś dobre słowo czy konstruktywną krytykę. Jeśli mnie nie znasz – napisz, poznajmy się. Może stworzymy razem coś niesamowitego?

Niezależnie od tego czy mnie znasz, czy też nie – zajrzyj na mojego Instagrama (wedd_wolf) czy też Facebooka (weddwolf). Rozejrzyj się. Zostaw lajka czy serce pod tym, co Ci się podoba! To serio pomoże mi w tym, co właśnie zacząłem robić ?

Julita i Łukasz 4/12 | (12 miesięcy projekt)

Nasza długa, świąteczna sesja (numer 4 na 12!) miała aż dwie lokalizacje. Właśnie dlatego publikuję ją dopiero teraz – na ostatni gwizdek przed Świętami, bo do tego się zobowiązałem ?.

Dla tych z Was, którzy nie wiedzą, co to za projekt dwunastomiesięczny małe przypomnienie.

12 miesięcy projekt to moja inicjatywa, której celem jest właśnie uchwycenie zmian, jakie (jeszcze nie) młoda para przechodzi w trakcie przygotowań do swojego wielkiego dnia ?. To świetny pretekst, by raz w miesiącu, chociaż na chwilę wyrwać się z wiru obowiązków, stresów i codziennego życia i spędzić czas świetnie się bawiąc przed obiektywem mojego aparatu ?. To też dobra okazja, by poświęcić sobie wzajemnie trochę więcej uwagi. Przypomnieć sobie o gorącym uczuciu i emocjach. A efekty tego mogą przybrać postać albumu, reportażu lub jeszcze innej formy wizualnej wykorzystującej zdjęcia ? Więcej o projekcie napisałem w tym poście.

W Berlinie miało być pięknie!

Wymyśliłem sobie, że Berlin jest przecież rzut beretem od Poznania, a jest tam tyle ładnych, bożonarodzeniowych światełek i jarmarków, że to raj dla każdego amatora fotografii. Julita i Łukasz podchwycili pomysł.  Dograliśmy szczegóły i hyc – nach Berlin!

Droga do Berlina – słoneczna po polskiej stronie granicy w ogóle nie zwiastowała tego, w co się wpakowaliśmy? Kto by się przecież przejmował kalendarzem przy planowaniu wyjazdu – weekend to weekend. Tylko, że ten okazał się „black” ??‍♂️? Wybraliśmy sobie Alexanerplatz i tamtejszy jarmark, ale nie wzięliśmy pod uwagę, że to przy okazji zakupowe centrum wschodniego Berlina. Tym pięknym sposobem ludzi było… zbyt dużo! Jarmark wcale nie był jakiś fajny i ładny, a z różnych przyczyn nie było już czasu szukać innej lokalizacji. Wykorzystaliśmy więc to, co było możliwe do wykorzystania i nie zważając na wszelkie przeciwności autofokusa w słabo doświetlonych alejkach jarmarku pstryknęliśmy kilka fotek!

„Julita: Nie no, ja już płaczę… !
Ja: .. ale dlaczego?!

Julita: <łkającym głosem> … bo jestem ciepłą kluuu-chą” ?

Cytat z powyższego nagłówka zapadł mi mocno w pamięć. Uznałem, że warto wydrukować kilka odbitek z poprzednich sesji i dać je w odpowiednim momencie mojej parze ☺️ Ten moment jakoś nie nadchodził – celowałem w winko, stół na jarmarku itd. Niestety, nie każdy mógł pić alkohol tego dnia, no więc padło na kawiarnię w centrum handlowym. Cóż, klimat i sytuacja nie taka, jakie sobie zaplanowałem, ale efekt WOW osiągnięty ?

Julita się wzruszyła i pociekło jej trochę łez. Nawet twardy i niewzruszony Brodacz zdawał się emocjonalnie przeżywać ten moment wewnątrz siebie – widziałem po oczach ? Lubię, gdy mogę sprawiać ludziom takie prezenty i uwielbiam patrzeć na ich reakcję (oraz oczywiście je fotografować) ??

Pięknie było ostatecznie w Poznaniu.

Sesja narzeczeńska ma to do siebie, że zawsze można ją powtórzyć. Albo nawet powtarzać – po 12 razy! ? Przejrzałem zdjęcia z Berlina – byłem z nich całkiem zadowolony, ale czułem niedosyt. Zrobiłem więc mały rekonesans na poznańskim jarmarku i szybko zrozumiałem, że jest tu wszystko to, czego potrzebujemy dla dobrej sesji mojej pary. Szybkie ustawienie spotkania po pracy a przed meczem et voila!

Niedługo kolejne odsłony projektu ?? Tym razem już na bieżąco – to znaczy sesja grudniowa ukaże się jeszcze przed świętami ?

Jeśli mnie znasz lub już ze mną pracowałeś/pracowałaś to zostaw mi komentarz, jakieś dobre słowo czy konstruktywną krytykę. Jeśli mnie nie znasz – napisz, poznajmy się. Może stworzymy razem coś niesamowitego?

Niezależnie od tego czy mnie znasz, czy też nie – zajrzyj na mojego Instagrama (wedd_wolf) czy też Facebooka (weddwolf). Rozejrzyj się. Zostaw lajka czy serce pod tym, co Ci się podoba! To serio pomoże mi w tym, co właśnie zacząłem robić ?

Sesja na prezent

Co roku mam problem z wymyśleniem prezentów dla moich bliskich – a zwłaszcza żony ? Zazwyczaj jestem zbyt zabiegany, żeby usiąść i przemyśleć, co wspaniałego w tym roku mógłbym jej podarować. Zwłaszcza, że ona wcale nie ułatwia mi sprawy! ? Rzadko mi chociażby wspomni, że coś by chciała lub o czymś marzy – no, poza kolejnymi podróżami ?

Prezent na ostatnią chwilę!

Pomyślałem, że wielu lub wiele z was ma podobny problem i chciałem wyjść im naprzeciw. Świątecznej sesji już raczej nie zdążymy zrobić, ale mogę zaproponować piękny voucher na sesję narzeczeńską / sesję dla par lub sesję dla rodzin. 

Jak to ma wyglądać?

Kontaktujemy się po zakupie vouchera i umawiamy na dogodny dla nas termin, w którym będzie miała sesja zdjęciowa – plenerowa lub Waszej przestrzeni (nie jestem fanem zdjęć studyjnych, ale jeśli bardzo chcecie to możemy tę kwestię również rozważyć). 

By rozwiać wątpliwości:

? Nie trzeba być narzeczeństwem by chcieć stanąć przed obiektywem i uwiecznić swoje uczucia i emocje – a przecież fotografie to świetne pamiątki

? Nic nie szkodzi, że nie jesteś modelem/modelką i nie wiesz, co robić przed obiektywem – poradzimy sobie z tym ?

? Nie musisz czekać do lata na piękną pogodę dla fotografii – każda pora roku ma swój urok, który możemy wykorzystać ? Jeśli jednak chcesz zaczekać – nie ma problemu, voucher będzie ważny przez rok ?

Koszt takiej sesji z okazji Świąt Bożego Narodzenia i Nowego Roku to 400 złotych (normalnie 500, ale 100 rabatu przyda się akurat na inne prezenty ) ? 

W zamian dostajesz:

  • sesję zdjęciową w wybranej lokalizacji na terenie Wielkopolski (poza Wielkopolskę do dogadania)
  • Minimum 20 maksimum 30 wyselekcjonowanych przeze mnie zdjęć:
    • wywołanych i starannie zapakowanych
    • w wersji FULL SIZE przesłanych drogą elektroniczną
    • w wersji DIGITAL (pomniejszone wymiary dostosowane do treści internetowych) dostępnych dla Was pod specjalnym linkiem i kodem przez rok
  • A jeśli zdecydujesz się po tej sesji, żebym został Twoim fotografem na ślubie/weselu dostaniesz zniżkę na to wydarzenie w wysokości równowartości tej sesji ? 

Zostawiam poniżej kilka moich realizacji – jeśli Ci się podobają to pisz śmiało ?? ?mailowo na weddwolf@gmail.com lub na Facebooku / Instagramie

… i coś mniej świątecznego…

Jeśli mnie znasz lub już ze mną pracowałeś/pracowałaś to zostaw mi komentarz, jakieś dobre słowo czy konstruktywną krytykę. Jeśli mnie nie znasz – napisz, poznajmy się. Może stworzymy razem coś niesamowitego?

Niezależnie od tego czy mnie znasz, czy też nie – zajrzyj na mojego Instagrama (wedd_wolf) czy też Facebooka (weddwolf). Rozejrzyj się. Zostaw lajka czy serce pod tym, co Ci się podoba! To serio pomoże mi w tym, co właśnie zacząłem robić ?

Julita i Łukasz 3/12 | (12 miesięcy projekt)

Sesja 3/12, czyli ostatnia z zaległych (wykonana w listopadzie!). 

Dla tych z Was, którzy nie wiedzą, co to za projekt dwunastomiesięczny małe przypomnienie.

12 miesięcy projekt to moja inicjatywa, której celem jest właśnie uchwycenie zmian, jakie (jeszcze nie) młoda para przechodzi w trakcie przygotowań do swojego wielkiego dnia ?. To świetny pretekst, by raz w miesiącu, chociaż na chwilę wyrwać się z wiru obowiązków, stresów i codziennego życia i spędzić czas świetnie się bawiąc przed obiektywem mojego aparatu ?. To też dobra okazja, by poświęcić sobie wzajemnie trochę więcej uwagi. Przypomnieć sobie o gorącym uczuciu i emocjach. A efekty tego mogą przybrać postać albumu, reportażu lub jeszcze innej formy wizualnej wykorzystującej zdjęcia ? Więcej o projekcie napisałem w tym poście.

Piękna ulewa!

Jeśli podczas drugiej sesji mieliśmy problemy lokalizacyjne, które miałyby nas zniechęcić to podczas sesji trzeciej pogoda postanowiła zrobić nam na złość. Mocny deszcz przerwał sesję mniej więcej w połowie. Zmusił też do zaniechania zdjęć w drugiej lokalizacji.

Plan był dosyć prosty. Pojechać do Wielkopolskiego Parku Narodowego i zrobić przyjemną, jesienną sesję narzeczeńską. Kocyk, herbatka, natura – brzmi cudownie. Okazało się jednak, że w zaplanowany dzień pogoda się znacznie zmieniła… ? Nagle z całego przedpołudnia i połowy popołudnia, które miały być słoneczne skończyło się na zachmurzeniu i opadach od 13. I nie byłoby w tym nic strasznego, gdyby nie fakt, że zaczęło lać już o 11, a my tym samym trochę przemokliśmy ??‍♂️?

Burger zamiast zdjęć! 

Są jednak oczywiste plusy takiej pogody. Po pierwsze udało nam się ustrzelić kilka ciekawych fotek w lekko mrocznie-mglistej atmosferze jesiennego, pochmurnego dnia. Ja jestem wielkim fanem zachmurzonego nieba (nie tak zachmurzonego jak podczas sesji, ale kto by tam narzekał), ponieważ kolory wychodzą wtedy żywsze, a po drugie jestem też fanem mgły – tajemniczość scenerii owianej mgłą zawsze przypomina mi jakieś ciekawe kadry z filmów kryminalnych i detektywistycznych. ??‍♂️

Na koniec z okazji nieudanej sesji pojechaliśmy na burgera! Ambitny plan zakładał jeszcze jakąś sesję w zamkniętej przestrzeni, ale wygrał głód. Mimo wszystko uważam, że to była udana sesja narzeczeńska ☺️

Niedługo kolejne odsłony projektu ?? Tym razem już na bieżąco – to znaczy sesja grudniowa ukaże się jeszcze przed świętami ?

Jeśli mnie znasz lub już ze mną pracowałeś/pracowałaś to zostaw mi komentarz, jakieś dobre słowo czy konstruktywną krytykę. Jeśli mnie nie znasz – napisz, poznajmy się. Może stworzymy razem coś niesamowitego?

Niezależnie od tego czy mnie znasz, czy też nie – zajrzyj na mojego Instagrama (wedd_wolf) czy też Facebooka (weddwolf). Rozejrzyj się. Zostaw lajka czy serce pod tym, co Ci się podoba! To serio pomoże mi w tym, co właśnie zacząłem robić ?