Sesja rodzinna w Rogalinie

W maju tego roku, jeszcze nie do końca po pandemii, napisała do mnie Marta z zapytaniem dotyczącym wykonania sesji rodzinnej. Właściwie to dwóch sesji. A rodzina nie była do końca taka, jak zazwyczaj ogląda się na „sesjach rodzinnych”… 😅 Pierwszą z tych dwóch sesji możecie obejrzeć w poprzednim wpisie Sesja rodzinna w Gnieźnie. W tym natomiast znajdziecie kilka ujęć z Rogalina.

Wrócili się przez morze!

Trudno było nam dograć tę sesję ze względu na wiele okoliczności – w tym miejsce życia dwójki bohaterów. I cóż, że ze Szwecji? Na zdjęcia przeprawili się promem i dojechali samochodem 😅 Mieliśmy dosłownie kilka dni na realizację sesji przez kolejnym przyjazdem do Polski, a pogoda początkowo nie współpracowała. Ostatecznie wylądowaliśmy szczęśliwie w Rogalinie 🙃 

Piękny Rogalin.

Mam ogromny sentyment do zespołu pałacowego w Rogalinie, tamtejszego ogrodu, a już najbardziej do tamtejszych łęgów – miałem na nich własną sesję narzeczeńską 🥰 Lubię wracać w te miejsce, odkrywać je na nowo. A taka sesja rodzinna w Rogalinie wymagała zupełnie nowego spojrzenia na to miejsce. I zupełnie pomogły mi w tym szczere uśmiechy mojej fotografowanej rodzinki 🙃 Być może dlatego, że znałem już Martę i Mateusza, a być może z innych powodów, czułem się bardzo swobodnie – zwłaszcza, kiedy śmiali się z moich suchych żartów 🙈 Doceniam takie sytuacje i myślę wtedy, że moi fotografowani to nie z przypadku trafili akurat do mnie 🤷🏼‍♂️

Mnóstwo komarów.

Im dalej oddalaliśmy się od samego pałacu, tym trudniejsza okazywała się sesja. Głównie z jednego problemu – komarów. Dawno nie doświadczyłem ich tak wielu, jak w parku oraz zejściu w stronę łęgów. Wyszło z tego jednak mnóstwo śmiesznych sytuacji, które uwieczniłem na fotografii. Sesja rodzinna z komarami to sesja pełna niespotykanych min, dziwnych pozycji, ruchów rękoma. Koordynacja 6 osób w takich warunkach to cenna lekcja dla fotografa, a pozowanie w takich warunkach to cenna lekcja dla modeli 😅

Piknik!

A na koniec, na łęgach, rozłożyliśmy koc i oddaliśmy się biesiadzie. Winko zdecydowanie pomogło w całym procesie i kolejne fotki organizowały się same, wychodziły naturalnie. Przy tym powstała też moja ulubiona fotografia z tego dnia, które roboczo określam „To nasze wino!”, chociaż prawdziwy kontekst i powód sytuacji zachowamy dla siebie 📸🤓

Jeśli mnie znasz lub już ze mną pracowałeś/pracowałaś to zostaw mi komentarz, jakieś dobre słowo czy konstruktywną krytykę. Jeśli mnie nie znasz – napisz, poznajmy się. Może stworzymy razem coś niesamowitego?

Niezależnie od tego czy mnie znasz, czy też nie – zajrzyj na mojego Instagrama (wedd_wolf) czy też Facebooka (weddwolf). Rozejrzyj się. Zostaw lajka czy serce pod tym, co Ci się podoba! To serio pomoże mi w tym, co właśnie zacząłem robić 😊

Sesja rodzinna w Gnieźnie

W maju tego roku, jeszcze nie do końca po pandemii, napisała do mnie Marta z zapytaniem dotyczącym wykonania sesji rodzinnej. Właściwie to dwóch sesji. A rodzina nie była do końca taka, jak zazwyczaj ogląda się na „sesjach rodzinnych”… 😅

Niespodziewane 

Zupełnie nie spodziewałem się takiej propozycji, ponieważ do tej pory nie miałem w swoim portfolio sesji rodzinnych. Praca z parą, praca z modelem/modelką, praca na imprezach okolicznościowych – w tym doświadczenie zdążyłem już nabrać, ale sesja rodzinna?


Zapomniałbym dodać… w naszym przypadku to miały być (i były) sesje z dorosłymi dziećmi i ich partnerami/partnerkami. To było już podwójne wyzwanie, ponieważ nawet inspiracji dla takich sesji jest dosyć mało (w Internecie królują sesję z małymi dziećmi, no maksymalnie nastolatkami!). 

No cóż… Nie należę do osób, które unikają wyzwań 😏 Sesje stały się prezentami dla dwóch Mam, a nam pozostało dograć terminy (co ze względu na pandemię i inne okoliczności nie było proste). 

Równo przystrzyżona trawa.

W umówiony dzień przyjechałem do Gniezna, gdzie odebrała mnie organizatorka całego zamieszania. Dowiozła na miejsce – nowo wybudowany domek z ogrodem (równo przystrzyżoną, zieloniutką trawą) i wielki pies. Serio wielki. W dodatku kochany, ale nie dla moich aparatów, więc nie było nam dane poznać się bliżej 😢 Za to z moimi bohaterami poznałem się całkiem nieźle, jak na pierwszą sesję w życiu 😀

Bez „uśmiech”-u!

Wszyscy tego dnia byli „przygotowani” na sesję – odpowiednio nastrojeni, uśmiechnięci, a nawet z gotowymi pomysłami. Serio, to jeden z takich przypadków, w których fotograf jest właściwie od pstrykania zdjęć i delikatnych sugestii. Nie przypominam sobie, żebym chociaż raz musiał prosić ich o uśmiech 🙃 

Jestem bardzo zadowolony zarówno ze zdjęć, jak i z atmosfery, a także tego, jak dużo udało nam się zrobić ujęć w jednej scenerii. Oprócz kilku pozowanych fotek, zrobiliśmy też refotografie, przy której bawiliśmy się chyba najlepiej. A na koniec zostałem ugoszczony kolacją – czego więcej może chcieć fotograf? 📸🤓

Jeśli mnie znasz lub już ze mną pracowałeś/pracowałaś to zostaw mi komentarz, jakieś dobre słowo czy konstruktywną krytykę. Jeśli mnie nie znasz – napisz, poznajmy się. Może stworzymy razem coś niesamowitego?

Niezależnie od tego czy mnie znasz, czy też nie – zajrzyj na mojego Instagrama (wedd_wolf) czy też Facebooka (weddwolf). Rozejrzyj się. Zostaw lajka czy serce pod tym, co Ci się podoba! To serio pomoże mi w tym, co właśnie zacząłem robić 😊

Julita i Łukasz 10/12 | (12 miesięcy projekt)

„To może w mieście?” – rzuciło któreś z nas w rozmowie na temat braku czasu i możliwości wypadów za miasto. Przebyłem już Poznań (przynajmniej jego szerokie centrum) wzdłuż i wszerz, a do tego po zmroku, w ramach innego projektu 🤷🏼‍♂️ Nic nie stało więc na przeszkodzie, żeby jeszcze raz zanurzyć się w tkance miejskiej, która okazała się urokliwa, lecz trudna 🙃

Dla tych z Was, którzy nie wiedzą, co to za projekt dwunastomiesięczny małe przypomnienie.

12 miesięcy projekt to moja inicjatywa, której celem jest właśnie uchwycenie zmian, jakie (jeszcze nie) młoda para przechodzi w trakcie przygotowań do swojego wielkiego dnia 😊. To świetny pretekst, by raz w miesiącu, chociaż na chwilę wyrwać się z wiru obowiązków, stresów i codziennego życia i spędzić czas świetnie się bawiąc przed obiektywem mojego aparatu 🤪. To też dobra okazja, by poświęcić sobie wzajemnie trochę więcej uwagi. Przypomnieć sobie o gorącym uczuciu i emocjach. A efekty tego mogą przybrać postać albumu, reportażu lub jeszcze innej formy wizualnej wykorzystującej zdjęcia 😇 Więcej o projekcie napisałem w tym poście.

Krótkie cienie, długie cienie, wąskie uliczki. 

Wąskie uliczki starego miast przemierzam z zachwytem za każdym razem, kiedy udaje mi się znaleźć chwilę na obudzenie w sobie flaneura. Zupełnie inaczej patrzę na nie jednak dla własnej estetycznej przyjemności, a inaczej wtedy, gdy szukam odpowiedniego światła i cienia do zdjęć. Okazuje się, że najładniejsze z uliczek, które znam wcale nie są tak łatwe, gdy traktuje się jako przestrzeń do sesji narzeczeńskiej. Nie są też bardzo wdzięczne.

O ludzie…

Dodatkowym atutem (lub totalnie odwrotnie 😅) przy sesjach miejskich są ludzie. Na każdym kroku na kogoś wpadasz, spotykasz znajomych, ktoś wchodzi w kadr przypadkiem lub zupełnie z premedytacją. To właśnie urok miejskości. Życie i spontaniczność, o które trudno poza miastem.

Coming out.

Nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy zatrzymali się jednak w jednym miejscu / jednej lokalizacji 😊 Myślałem kiedyś, że Poznań pomimo swojego zurbanizowania kryje również zakątki bliższe naturze. Jednym z nich są okolice Malty. I właśnie tam Julita postanowiła pokazać, że ta sesja narzeczeńska może być już trochę sesją ciążową czy też sesją rodzinną – bo od jakiegoś czasu mam już nie dwójkę, a trójkę modeli 👨‍👩‍👧

Jeśli mnie znasz lub już ze mną pracowałeś/pracowałaś to zostaw mi komentarz, jakieś dobre słowo czy konstruktywną krytykę. Jeśli mnie nie znasz – napisz, poznajmy się. Może stworzymy razem coś niesamowitego?

Niezależnie od tego czy mnie znasz, czy też nie – zajrzyj na mojego Instagrama (wedd_wolf) czy też Facebooka (weddwolf). Rozejrzyj się. Zostaw lajka czy serce pod tym, co Ci się podoba! To serio pomoże mi w tym, co właśnie zacząłem robić 😊

Julita i Łukasz 9/12 | (12 miesięcy projekt)

„Hej! Ziomale! Dzisiaj jest relatywnie ładny wieczór …” – zacząłem niewinną konwersację w naszej grupie „12 miesięcy, 12 sesji” w messengerze. No i skończyliśmy w polu maków przed 19 🤷🏼‍♂️

Dla tych z Was, którzy nie wiedzą, co to za projekt dwunastomiesięczny małe przypomnienie.

12 miesięcy projekt to moja inicjatywa, której celem jest właśnie uchwycenie zmian, jakie (jeszcze nie) młoda para przechodzi w trakcie przygotowań do swojego wielkiego dnia 😊. To świetny pretekst, by raz w miesiącu, chociaż na chwilę wyrwać się z wiru obowiązków, stresów i codziennego życia i spędzić czas świetnie się bawiąc przed obiektywem mojego aparatu 🤪. To też dobra okazja, by poświęcić sobie wzajemnie trochę więcej uwagi. Przypomnieć sobie o gorącym uczuciu i emocjach. A efekty tego mogą przybrać postać albumu, reportażu lub jeszcze innej formy wizualnej wykorzystującej zdjęcia 😇 Więcej o projekcie napisałem w tym poście.

Zaraz. Teraz. Już. 

Pogoda, planowanie, wyszukiwanie miejscówek. Stałe rutyny każdego, kto chce uchwycić kilka pięknych kadrów, zatrzymać na (cyfrowej) kliszy emocje, chwile i emocje. Czasami okazje pojawiają się nagle, niespodziewanie i TRZEBA je wykorzystywać. Tym bardziej doceniam, kiedy moja para modeli – Julita i Łukasz – są w stanie poświęcić to czy tamto dla dobra zdjęć 🙃📸😇. Czuję wtedy, że projekt ważny jest dla każdego nas w takim samym stopniu i nie są to zwykła sesja narzeczeńska, ale coś większego.

Okno pogodowe.

A jeśli już o tych okazjach… pogoda nie zapowiadała się w czerwcu zbyt łaskawa dla sesji par na świeżym powietrzu. Niezrozumiałe dla mnie siły atmosferyczne sprawiły jednak, że pogoda zmieniła się na dosłownie jeden dzień. Sprawdzanie pogody wchodzi w skład moich porannych aktywności, więc od razu napisałem do Julity i Łukasza. Udało nam się szybko zorganizować i wykorzystać okienko, które przyszło zupełnie znienacka 😅

Ach te maki…

Wpadliśmy w sam środek pola maków i innych roślin polnych, okupowany przez fotografów. Dawno szukaliśmy już jakiejś miłej i przyjemnej łączki, która dostarczy nam tekstur i kolorów. Pierwszy raz jednak trafiłem na tak duży „tłok”. Przy sesjach dla par zawsze szukam jakiś ciekawych, czasami dziwnych, a już na pewno odludnych miejsc. Tym razem się nie udało, ale stworzyliśmy sobie rodzaj intymności w wielkim polu pełnym innych ludzi – uwierzcie, że tak też się da 😊

Jeśli mnie znasz lub już ze mną pracowałeś/pracowałaś to zostaw mi komentarz, jakieś dobre słowo czy konstruktywną krytykę. Jeśli mnie nie znasz – napisz, poznajmy się. Może stworzymy razem coś niesamowitego?

Niezależnie od tego czy mnie znasz, czy też nie – zajrzyj na mojego Instagrama (wedd_wolf) czy też Facebooka (weddwolf). Rozejrzyj się. Zostaw lajka czy serce pod tym, co Ci się podoba! To serio pomoże mi w tym, co właśnie zacząłem robić 😊

Julita i Łukasz 8/12 | (12 miesięcy projekt)

Przez to całe pandemiczne szaleństwo ósma z dwunastu sesji znacznie nam się opóźniła. To nic. Najważniejsze, że ostatecznie kontynuujemy projekt. Bardziej żądni zdjęć niż przedtem. Wygłodniali pięknych kadrów. Na tyle chcieliśmy tych zdjęć, że udało mi się namówić Julitę i Łukasza na sesję narzeczeńską w koronach drzew o 5 rano. To skarb mieć takich modeli, którzy są w stanie poświęcić swój sen dla zdjęć ?

Dla tych z Was, którzy nie wiedzą, co to za projekt dwunastomiesięczny małe przypomnienie.

12 miesięcy projekt to moja inicjatywa, której celem jest właśnie uchwycenie zmian, jakie (jeszcze nie) młoda para przechodzi w trakcie przygotowań do swojego wielkiego dnia ?. To świetny pretekst, by raz w miesiącu, chociaż na chwilę wyrwać się z wiru obowiązków, stresów i codziennego życia i spędzić czas świetnie się bawiąc przed obiektywem mojego aparatu ?. To też dobra okazja, by poświęcić sobie wzajemnie trochę więcej uwagi. Przypomnieć sobie o gorącym uczuciu i emocjach. A efekty tego mogą przybrać postać albumu, reportażu lub jeszcze innej formy wizualnej wykorzystującej zdjęcia ? Więcej o projekcie napisałem w tym poście.

Pogoda nas nie rozpieszcza.

Ten nagłówek sekcji może być właściwie stałą ramówką w moich wpisach. Do ostatnich chwil sprawdzaliśmy prognozy pogody, które zwiastowały piękny, bezchmurny wschód słońca. Oczywiście okazało się, że z „bezchmurnego” został tylko „chmurny”. Na szczęście odpowiednia pora dnia, nawet z chmurami, dostarcza takich kolorów, że później praca przy postprodukcji to konsternacja: „Co ja tu właściwie mogę poprawić, skoro kolory są piękne i żywe, zdjęcie wyraźne i w fajnych tonach?”. Jednak coś ja sobie zawsze znajdę, ponieważ chociaż nie ma zdjęć idealnych to do tych ideałów można zawsze próbować zmierzać ?

Ścieżka w koronach drzew.

W Poznaniu jakiś czas temu otwarto nową atrakcję turystyczną – ścieżkę w koronach drzew. Drewniana konstrukcja położona gdzieś nieopodal Malty na wysokości, z której rzeczywiście można podziwiać korony drzew. Niby nic wyjątkowego, ale drewno i las o dobrej porze dnia to aż krzyczy „będzie świetna sesja!”.  Problem był natomiast natury ludzkiej – jak to zrobić, żeby mieć tę ścieżkę tylko dla siebie? We wszystkich mediach huczało, jak bardzo oblegane jest to miejsce. Rozwiązanie było tylko jedno – nikt przy zdrowych zmysłach nie idzie na tę ścieżkę o 5 rano…. Nikt, oprócz – ku rozpaczy mojej pary – nas ?? Wstaliśmy jeszcze przed świtem i dojechaliśmy na miejsce o czasie. A ścieżka była naprawdę wyjątkowa.

Dawno się nie widzieliśmy…

Oprócz wczesnej pory i pogody, która nam nie do końca pomogła, przeszkadzaliśmy sobie sami – tyle się nie widzieliśmy, że gadaliśmy więcej niż zwykle. Zresztą przeciągnęliśmy to długo wyczekiwane spotkanie aż do popołudnia – sobie wyobraźcie, jak mnie mieli już dosyć Julita i Łukasz ?

Oprócz rozmów udało się jednak również uchwycić kilka miłych dla oka kadrów. A sesja zdjęciowa na ścieżce w koronach drzew w Poznaniu dostarczyła mi nowej, fajnej miejscówki na fotki. Następnie pojechaliśmy jeszcze w inne, również ciekawe miejsce gdzieś w okolicach Malty/Miłostowa/Antoninka. Nie znam dobrze tych lokalizacji, ale zapamiętałem ulicę, którą jechaliśmy – „browarna” ???‍♂️

Nie miałem nawet pojęcia, jak wiele ciekawych miejsc na sesje narzeczeńskie czy sesje dla par znajduje się w obrębie samego Poznania. A my wciąż jeździmy po okolicy miasta, by znaleźć dobre lokalizacje. No cóż, myślę jednak, że następną sesję zrobimy gdzieś poza Poznaniem, ale kto wie??

Miałem opatrzyć ten wpis większą dozą autorefleksji, przemyśleń i mini-historii z tego dnia, ale po pierwsze post ten musiałby mieć jakieś 15 stron, a po drugie za późno zabrałem się za pisanie i wiele rzeczy już mi umknęło. Więcej nie popełnię takiego błędu ? I tym bardziej nie dam już Wam czekać na kolejną sesję zdjęciową tak długo. Już niebawem zrobimy z Julitą i Łukaszem 3/4 …. Rzecz jasna projektu, a o czym pomyśleliście! 

Jeśli mnie znasz lub już ze mną pracowałeś/pracowałaś to zostaw mi komentarz, jakieś dobre słowo czy konstruktywną krytykę. Jeśli mnie nie znasz – napisz, poznajmy się. Może stworzymy razem coś niesamowitego?

Niezależnie od tego czy mnie znasz, czy też nie – zajrzyj na mojego Instagrama (wedd_wolf) czy też Facebooka (weddwolf). Rozejrzyj się. Zostaw lajka czy serce pod tym, co Ci się podoba! To serio pomoże mi w tym, co właśnie zacząłem robić ?

Julita i Łukasz 6/12 | (12 miesięcy projekt)

Zupełnie nie spodziewałem się takich dobrych warunków w ostatni weekend lutego. Wiele zdjęć ma ciepły i przyjemny klimat charakterystyczny dla kwietnia/maja, a nie lutego – ale absolutnie nie narzekam! Skoczyliśmy do lasu i narobiliśmy dymu. To już POŁOWA PROJEKTU! ?

Dla tych z Was, którzy nie wiedzą, co to za projekt dwunastomiesięczny małe przypomnienie.

12 miesięcy projekt to moja inicjatywa, której celem jest właśnie uchwycenie zmian, jakie (jeszcze nie) młoda para przechodzi w trakcie przygotowań do swojego wielkiego dnia ?. To świetny pretekst, by raz w miesiącu, chociaż na chwilę wyrwać się z wiru obowiązków, stresów i codziennego życia i spędzić czas świetnie się bawiąc przed obiektywem mojego aparatu ?. To też dobra okazja, by poświęcić sobie wzajemnie trochę więcej uwagi. Przypomnieć sobie o gorącym uczuciu i emocjach. A efekty tego mogą przybrać postać albumu, reportażu lub jeszcze innej formy wizualnej wykorzystującej zdjęcia ? Więcej o projekcie napisałem w tym poście.

Na południe!

Do tej pory eksplorowaliśmy północ i północny-zachód Wielkopolski. Zdarzyło nam się zapuścić nawet do Berlina (grudniowa sesja). Tym razem wjechaliśmy na S11 na kilka minut po to, by z niej wyskoczyć do nieznanej mi miejscówki niedaleko Kórnika (chyba!). 

To była najbardziej nieprzemyślana sesja ze wszystkich do tej pory. Jakaś taka spontaniczna, dograna na ostatnią chwilę (luty był szalony, ale nie wiedzieliśmy jeszcze, jak szalony będzie marzec… ). I tak, od słowa do słowa okazało się, że jesteśmy w lesie i chodzimy po nim w poszukiwaniu miejsca, które zgra się z pogodą (była ładna, ale silny wiatr gnał chmury, które co chwila zasłaniały słońce) ?

Znaleźliśmy kilka wzniesień i kilka dolin, a jedno z nich posłużyło nam do odegrania sceny, którą mieliśmy w planach już dawno – kocyk, trawa i dobra książka. Jeszcze to powtórzymy w warunkach, w których ziemia nie mrozi tyłka ?

Narobiliśmy dymu i zwialiśmy!

Jak byłem mały to razem z kuzynem zmieszłem saletrę z cukrem i prochem z petard – mali chemicy, dużo dymu. Łukasz jak był mały też bawił się ogniem – na nieco większą skalę, ale bez szczegółów ?. Część moich znajomych fotografów zakazałaby używania świec dymnych do zdjęć. Ja natomiast uważam, że dym daje zdjęciom fajny i ciekawy kontrast, natomiast filmom „cinematic look”. To pierwszy raz, kiedy eksperymentowaliśmy ze świecą dymną. Nie było łatwo, ponieważ dostaliśmy tylko niebieską (a miała być w zupełnie innym kolorze) i tylko smoke bomb (czyli duża puszka, zamiast takiej małej świecy do ręki). No był rozmach, co zrobić ??‍♂️

W lesie narobiło się nagle tyle dymu, że zszokowani nie mogliśmy go w pełni wykorzystać – chodził sobie pomiędzy drzewami, ale nie chciał ładnie wejść w kadr ? Ostatecznie udało nam się ustrzelić kilka fajnych ujęć, a las wyglądał jak zaczarowany ? 

Ten baśniowy klimat sprawił, że jeszcze na pewno będziemy eksperymentować z dymem, ale na teraz to już wszystko…

To znaczy… Mam jeszcze jedną sesję do wrzucenia – marcową, zanim zaczął się wirusowy kryzys. Nie wiem jednak, co będzie dalej i czy w kwietniu oraz maju nam się uda zrobić zdjęcia. Mam nadzieję, że czerwiec będzie już spokojny i normalny – tego Wam i sobie życzę ??

Jeśli mnie znasz lub już ze mną pracowałeś/pracowałaś to zostaw mi komentarz, jakieś dobre słowo czy konstruktywną krytykę. Jeśli mnie nie znasz – napisz, poznajmy się. Może stworzymy razem coś niesamowitego?

Niezależnie od tego czy mnie znasz, czy też nie – zajrzyj na mojego Instagrama (wedd_wolf) czy też Facebooka (weddwolf). Rozejrzyj się. Zostaw lajka czy serce pod tym, co Ci się podoba! To serio pomoże mi w tym, co właśnie zacząłem robić ?

Martyna i J. | Działka dziadków i urokliwe jezioro

Gdy napisała do mnie Martyna z zapytaniem o sesję zdjęciową byłem trochę zaskoczony. Jednak po kilku zdaniach już zrozumiałem, że to wspaniały pomysł. Sesja zdjęciowa raz w roku, by mieć piękną pamiątkę i zaznaczyć mijający czas we własnym związku. Pomysł wydał mi się kuszący – niezależnie od tego czy będę realizował kolejne jej edycje to bardzo chętnie zrealizowałem tę pierwszą. ?

Tutaj mały disclaimer. Nie pokażę Wam zdjęć w pełnej okazałości, ponieważ tylko Martyna zgodziła się na publikację swojego wizerunku. Ja takie zdanie szanuję, chociaż strasznie żałuję, ponieważ wyszły nam tak świetne fotki, że chciałbym wszystkie pokazać światu. Niestety mogę pokazać tylko kilka wybranych i musicie wierzyć mi na słowo, że reszta jest jeszcze lepsza! ?

Po ślubie też można robić sobie zdjęcia!

Pomimo tego, że Martyna i jej mąż są po ślubie już jakiś czas to nie poprzestali na laurach ? Dowodem jest właśnie pomysł zdjęć – tak właściwie bez żadnego powodu. Po prostu dla siebie. To chyba najwspanialsza dla fotografa perspektywa fotografii, ponieważ przebiega zupełnie na luzie, bez żadnych zobowiązań z którejkolwiek ze stron.

Moja para zabrała mnie na sesję do domku letniskowego dziadków nieopodal Poznania – dokładnej lokalizacji nie pamiętam, ale to dosłownie 20 minut samochodem. 

Klimat chatki oddaje ducha jej właścicieli. 

Sama chatka nie była marzeniem fotografa – mało światła, raczej dużo cieni. Dzień również był raczej pochmurny. Za to klimat wnętrza nie do podrobienia! Dziadek – ewidentny majsterkowicz – wprowadza bardzo funkcjonalne, a przy tym stylowe usprawnienia do swojej „letniej rezydencji”. Najfajniejszy był jednak dla mnie kominek zewnętrzny, który rozpaliliśmy – żywy ogień w kominku czy ognisku to dla mnie taki emocjonalno-wizualny magnes, przy którym mógłbym spędzić godziny! ?

No i na koniec jeszcze jezioro.

Zupełnie nie spodziewałem się tak urokliwego i fotogenicznego miejsca?. Z chęcią eksploruję Wielkopolskę w poszukiwaniu ciekawych spotów na sesje. Do tej pory jeździłem jednak bardziej na zachód oraz południe. Tym razem pojechałem na północ. Jezioro, nad które zabrała mnie moja Para było niesamowite. W zasadzie małe, ale z różnymi brzegami i podejściami. Lekko w dole. Otoczone lasem. Spodobała mi się piaszczysta plaża z wystającymi korzeniami po drugiej stronie jeziora. I choć, jak napisałem, było to raczej małe jezioro to bogactwo miejscówek sprawiła, że szliśmy tam dobrą godzinę ? Dla efektów jednak warto! 

Jeśli mnie znasz lub już ze mną pracowałeś/pracowałaś to zostaw mi komentarz, jakieś dobre słowo czy konstruktywną krytykę. Jeśli mnie nie znasz – napisz, poznajmy się. Może stworzymy razem coś niesamowitego?

Niezależnie od tego czy mnie znasz, czy też nie – zajrzyj na mojego Instagrama (wedd_wolf) czy też Facebooka (weddwolf). Rozejrzyj się. Zostaw lajka czy serce pod tym, co Ci się podoba! To serio pomoże mi w tym, co właśnie zacząłem robić ?